niedziela, 1 lipca 2012

Czytamy: Corinne Hoffman "Biała Masajka"

Odkąd poznałam losy kobiety ze Szwajcarii, która w powieści autobiograficznej "Biała Masajka" opisuje 4 lata, które spędziła w Kenii w wiosce masajskiej, nie mogłam zaznać spokoju za każdym razem gdy przypomniałam sobie jej historię.

Książka wywołuje wiele emocji. Na początku, gdy czytałam o tym, jak Corinne przyjechała z wieloletnim partnerem do Kenii na urlop i ujrzawszy dzikiego, czarnego Masaja imieniem Lketinga, mężczyznę jakiego nigdy dotąd nie widziała i nagle postanawia zrezygnować z całego swojego dotychczasowego życia by zostać w Kenii razem z nim, ogarnęła mnie irytacja. Jak można podejmować tak nieodpowiedzialne decyzje? Jak można ulegać czarowi chwili i osoby, której uczuć nawet nie jest się pewnym? Wreszcie jak można podjąć decyzję o życiu w innej kulturze, całkiem odmiennej od naszej europejskiej? W dodatku kultury, której dziedzictwa nie zna się i nie jest się świadomym siły jej korzeni?

Decyzja absurdalna czy też nie, zaczęłam zagłębiać się w tą opowieść. A była to opowieść o miłości, o poświęceniu, o radości i cierpieniu w surowym, nieprzystępnym afrykańskim świecie, w którym bohaterka samodzielnie walczyła o przetrwanie. Spodobał mi się styl w jakim pisana jest książka. Jest to styl dość luźny, dynamiczny i bez zbędnych opisów i refleksji, co spowodowało, że historia stała się dla mnie bardzo autentyczna. Autorka w oszczędny sposób opisywała swoje uczucia podczas tej wędrówki, jednakże sposób pisania sprawił, że samemu odczuwało się emocje w każdej opisywanej scenie.
Corinne Hoffman "Biała Masajka"

Szalona decyzja Corinne o pozostawieniu przeszłości za sobą i życiu u boku zupełnie innego od siebie masajskiego wojownika Samburu, w wiosce w buszu ze wszystkimi trudnościami z tym związanymi powoduje, że wciąga nas ta historia i towarzyszymy bohaterce dopingując jej w jej drodze do szczęścia. Autorka zjednuje sobie czytelnika, ponieważ jest kobietą bardzo żywą, energiczną, odważną i wesołą. Mimo przeciwności losu, jest bardzo silna i nie da się nie czuć do niej sympatii. A że jest szalona? No cóż... każdy z nas ma momenty szaleństwa w życiu, mniejsze lub większe ale nie o to w tej książce chodzi.

Podczas czterech lat pobytu w Kenii Corinne doświadczyła nieba i piekła. Energię dawały jej miłość do Lketingi a także do Kenii a wreszcie narodziny córeczki Napirai. Przeżyła jednak mnóstwo zawodu, rozczarowań i cierpienia - ciągła walka z urzędami w Kenii, przestawienie się na życie bez wygód, pełne trudu i fizycznej pracy, długotrwała choroba i powikłania po malarii, trudności z prowadzeniem własnego sklepu w wiosce masajskiej aż wreszcie niespełnione oczekiwania wobec męża oraz jego chorobliwa zazdrość, które w końcu doprowadziły do podjęcia decyzji o ucieczce z Kenii.

Co zafascynowało mnie w książce, to wątek tradycyjnej kultury kenijskiej oraz Afryki, która gra jedną z głównych ról. Razem z autorką poznajemy krok po kroku kulturę i zachowania jednego z ostatnich nieucywilizowanych ludów Afryki. Razem z bohaterką odkrywamy, że różnice kulturowe między nimi a nami - europejczykami są tak ogromne, że nie da się ich pogodzić i nawet wielka miłość nie przetrwa.
Niech losy Corinne będą dla nas przestrogą. Książka nie kończy się happy-endem, kontynuacja historii losów bohaterki pozwala nam jednak spojrzeć z dystansem na jej losy, ponieważ Corinne osiąga sukces zawodowy jako pisarka, wychowuje w Szwajcarii córkę jej i Lketingi, aż wreszcie powraca po latach by odwiedzić swą dawną afrykańską rodzinę. Jest to historia o życiu, szczera do bólu i autentyczna. Każdemu będę gorąco polecać tą książkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią: